środa, 4 lipca 2012

zimno, zimniej...


Powoli zaczynam mieć lekka obsesję na punkcie tych wszystkich opałów.  Kiedy zaczynam widzieć chociaż trochę słońa i choćby kawalątek niebieskie niebo wyciągam wiatrak (a raczej włączam, który już chyba na stałe na moim biżuteryjnym biurku zagościł), robię mrożoną kawę (przepis z reklamy jakieś kawy która ciągle leci ostatnio w telewizji czyli - dużo mleka, trochę wody, duuuużo lodu, no i oczywiście kawa i cukier), i dopiero później patrzę na termometr. I naglę okazuję się, że jest "tylko" 24 na plusie...
I nie wiem już, czy dałam się wmanipulować mediom, które od jakiegoś czasu mówią, że będzie jeszcze gorzej i jeszcze cieplej, chociaż już i tak jest super ciepło, czy z natury jestem zimnolubna, chociaż jak jest za zimno to też jest źle...
 

Piję sobie więc kawkę (plus mrożonej jest taki, że nie trzeba się spieszyć, żeby nie ostygła), i tak się zastanawiam nad swoim biżu-półproduktami co by tu dzisiaj z nimi zrobić...

4 komentarze:

kajkosz pisze...

U mnie jest 32 stopnie w cieniu:/ Ale narobiłaś mi smaku na taką kawę, na pewno spróbuję, i to już za chwilę:)

Bałatka pisze...

a co to jest ciepło? ....u mnie zimmmnica i ciągle leje..pozdrawiam mimo to cieplutko

Fabryka Spokoju pisze...

U mnie dokładnie to samo: maksymalne chłodzenie! I kawa mrożona codziennie, co wejdzie w biodra, bo zamiast z kostkami lodu - wolimy z lodami śmietankowymi. Trzeba się opamiętać... Gdybym umiała pływać (i nie miała kompleksów) chłodziłabym się na basenie, wtedy przynajmniej tę kawę mogłabym pić bezkarnie ;)

jagodaj pisze...

U mnie od kilku dni temperatura powyżej 30 stopni:)
Ale narobiłaś mi smaku na taką kawę:)
Pozdrawiam i zapraszam do siebie:)