środa, 1 czerwca 2011
ja, ząb i wichrowe wzgórza...
Na dzień dziecka, dostałam od rodziców wizytę u dentysty i wyrwaną ósemkę;) No może nie całkiem na dzień dziecka, bo z bolącym mnie zębem pożegnałam się wczoraj, teraz jednak odpoczywam lekko obolała i opuchnięta, sącząc jedynie co jakiś czas zimną wodę do mej obolałej jamy ustnej. Post jednak miał być o tym, że wreszcie postanowiłam przeczytać Wichrowe Wzgórza, jako że mam czas no i trzeba zająć czymś myśli. Jest to chyba jedyny wiktoriański romans którego jeszcze nie przeczytałam. Chyba dlatego, że ciągnęła się za nim fama romansidła. Wieki temu, podchodziłam do tej książki, zaczynałam, ale jakoś nie wciągnęła mnie od pierwszej strony. Wszystko zmieniło się, po przeczytaniu biografii sióstr Bronte. Muszę przyznać, że nie miały lekkiego życia, sama postać Emilii przedstawiona została dosyć niezwykle. Samotnica z niezłomną wolą, która prawie całe swoje krótkie życie spędziła w jednym miejscu na ziemi... Wracam do książki, i wydaje mi się, że tym razem dotrwam do końca;)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
3 komentarze:
ja przeczytałam, jakoś... ale mnie książka zupełnie się nie podobała ;/
Ubolewam z powodu zęba, a ksiażkę i ja przeczytałam. Całe wieki temu. Zauroczyła mnie bardzo, ciekawe co bym powiedziała teraz ;)
Znam ból usuwania ósemki :/ i rozumiem w pełni... co do książki to mnie bardzo wciągnęła a po lekturze polecam zobaczyć ekranizację (tą z 1992 roku) :) ostatnio oglądałam i Heathcliff jest elektrrrryzujący ;)
Prześlij komentarz